Zapraszamy na recenzję nowej książki H. Murakamiego "Zawód: powieściopisarz", gadżet pisarza, zdobienie paznokci z wykorzystaniem ciekawych foliowych stempli, wrażenia z wizyty w książkowej kawiarni w Warszawie oraz wreszcie zdjęcia, których tak dawno nie było.
Pisarstwo w obiektywie
Recenzja książki "Zawód: powieściopisarz" (Haruki Murakami)
"Zawód: powieściopisarz" to druga książka Haruki Murakamiego, którą przeczytałyśmy i recenzujemy na blogu (zobacz recenzję zbioru opowiadań "Mężczyźni bez kobiet"). Jest to też główna przyczyna dzisiejszego wpisu poświęconego pisarstwu :) Dziękujemy wydawnictwu Muza za zainspirowanie nas i prezent w postaci egzemplarza książki.
Autor poruszył tutaj różne kwestie związanych z zawodem powieściopisarza. Całość jest napisana w prosty, uporządkowany, ale ciekawy sposób, przywodzący na myśl eseje. Nie przypomina "filozofowania" bez celu, a raczej studium przypadku - swojej kariery literackiej :)
Szczerze mówiąc, nie spodziewałyśmy się takich mądrych i dość uczciwych wniosków dotyczących pisarstwa. Bardzo nas cieszy, że autor podszedł do tego tematu jak do matematycznego równania. Przedstawił wiele przypadków, obalił mnóstwo teorii. Takie metodyczne przeanalizowanie natury powieściopisarza przypadło nam do gustu. Co więcej, wydaje nam się, że "Zawód: powieściopisarz" zawiera w sobie elementy poradnika i może być pomocny początkującym twórcom.
Choć żadna z nas nie ma pisarskich planów, temat nas nie znużył. Poczułyśmy się też zachęcone do rozpoczęcia powieściopisarskiej działalności. Część przemyśleń należała do oczywistości, ale nigdy nad nimi nie myślałyśmy, więc lektura nie była nudna. Może poza fragmentami rozdziału o zagranicy i oryginalności. Nie znałyśmy wszystkich wymienianych popularnych osób ukazanych jako przykłady ludzi oryginalnych, przez co niezbyt dobrze nam się o tym czytało. Wiele informacji szczególnie nas zaskoczyło i zainteresowało. Przykładowo, Murakami podczas pisania długiej powieści, codziennie przygotowuje określoną liczbę stron (nie więcej i nie mniej) bez względu na wenę i nastrój. Umielibyście tak? Poza tym zaciekawił nas proces poprawek nad tekstem. Super, że wszystko zostało tak szczerze opisane. Trafiły się nawet zabawne fragmenty.
Zakończenie książki było sensowne i przyjemne.
Zdziwiło nas, że autor kilkukrotnie odnosił się do Japończyków. Przy czym były to kwestie typowe dla ludzi, a nie tylko dla tej nacji. Tak jakby Japonia była całym światem.
Rozwaliło nas porównanie czegoś do... leukocytów. Nie spotkałyśmy się z takim porównaniem w Polsce, a tutaj padło ono dwukrotnie!
Intrygują nas jeszcze dwie kwestie. Po pierwsze, jak się ma tłumaczenie do oryginału pod względem oddania stylu Harukiego? Dla Japończyków pewnie jest on bardziej szokujący i obawiamy się, czy po polsku da się to należycie odwzorować.
Poza tym ciekawi nas, jak wierni fani pisarza zareagowali na tę książkę. Czy zdradzone tajemnice wpłynęły na ich osąd o autorze? My nieco przekonałyśmy się do Murakamiego. Wcześniej jakoś nie przypadł nam szczególnie do gustu. Teraz lepiej go rozumiemy i lubimy.
Warto wspomnieć też o okładce książki "Zawód: powieściopisarz". Ostro różowy kolor napisu ładnie komponuje się z całością, chociaż zastanawiamy się, czemu wybrano taki odcień. Tereska zdziwiła się lekko, że... pisarze mają twarz. :D Znacie to uczucie? Zdjęcie Murakamiego sugeruje autobiografię, ale to właściwie dobry trop.
Niestety zauważyłyśmy pewien mankament - okładka jest kiepskiej jakości. Łuszczy się, mimo że dostałyśmy ją niedawno, a poza tym brudzi, gdyż jest aksamitnie matowa.
Polecamy przeczytać książkę "Zawód: powieściopisarz", nawet jeśli nie zajmujecie się pisarstwem i nawet jeśli nie lubicie Murakamiego. :D
Chociaż książkę dostałyśmy w prezencie do recenzji, nie wpływa to na naszą opinię.
Gadżet pisarza - pleciony długopis
Chcecie ozdobić najzwyklejszy długopis albo upiększyć jakiś zniszczony? Zapraszam na moją propozycję nie tylko pisarzy! :)
Mam nadzieję, że podoba Wam się mój pomysł na gadżet pisarza.
Ozdabialiście kiedyś długopis? Pamiętacie modę na filofuny?
Wizyta w kawiarni Kafka w Warszawie
Wybrałyśmy kawiarnię Kafka z kilku względów. Po pierwsze jej lokalizacja jest całkiem niezła - Oboźna 3 w Warszawie. Po drugie wydawało nam się, że będzie tam klimatycznie, a opinie były dobre. :) Poza tym oczywiście jest to miejsce związane z książkami, które od razu skojarzyła nam się z pisarstwem.
Niestety wizyta w warszawskiej kawiarni Kafka nie do końca spełniła nasze oczekiwania...
Zamówiłyśmy bananowe Frappe, sałatkę Grecja na Powiślu, sypaną herbatę o smaku czerwonych owoców oraz tartę z malinami.
Zaczniemy od największego rozczarowania...
Frappe bananowa
Cena tej mrożonej kawy to 14 zł. Napój ma mocny posmak kawy - to oczywiście dobrze, w końcu to kawa. ;) Niestety jest zmieszany ze smakiem chemicznych "bananów", który Tereska porównała do pianko-żelków bananowych. Kojarzycie pewnie galaretki bananowe z czekoladą w lekko półokrągłym kształcie? To właśnie był ten smak w połączeniu z kawą. Zdziwiło nas bardzo, że w menu napisano, że do tej kawy używa się świeżego banana. Poza tym śledztwo Weroniki i Tereski wykazało brak kruszonego lodu.
Nie wypiłyśmy nawet połowy bananowej frappe. Nikomu nie polecamy tej kawy. :/
Sałatka Grecja na Powiślu
Sałatka grecka była dość smaczna. Wszystkie warzywa wydawały się świeże, podobnie jak ser feta, a także pieczywo. Niestety, do sałatki dodano dziwny, lekko słodkawy brązowy sos, który niezbyt pasował i był, naszym zdaniem, zbędny obok standardowego winegret. Nie mamy nic przeciwko kulinarnym przygodom, ale ten element sałatki w naszym odczuciu popsuł jej smak. Poza tym nie jest to standard w przypadku greckiej sałatki, tak samo jak tona kiełków czy zielony ogórek. ;) Obsługa twierdziła, że Grecja na Powiślu to klasyczna grecka sałatka, a nam trudno nam się z tym zgodzić.
Polecamy, jeśli nie przeszkadza Wam ten słodki sos, ale ostrzegamy - nie jest to klasyczna grecka sałatka. Danie kosztowało 20 lub 21 zł.
Herbata sypana
Zdziwiło nas, że w menu na ścianie za ladą nie było herbaty - może to nie sezon ;) Zapytałyśmy o nią jednak (w papierowym menu chyba jest). Wybór spośród sypanych był spory. Zdecydowałyśmy się na smak czerwonych owoców. Herbatę podano w wielkim, przyjemnym kubku. Smak czerwonych owoców jak najbardziej oceniamy pozytywnie. Podano zaparzacz, niestety nie do końca szczelny, ale to niewielki mankament. Do herbaty dostałyśmy talerzyk pełen rodzynek i 2 malutkie, bardzo smaczne ciasteczka korzenne. Fajnie, że coś takiego jest dodatkiem, ale w naszym przypadku rodzynki się zmarnowały. :/ Może warto pytać klientów, czy chcą je otrzymać?
Generalnie herbata była miłym zaskoczeniem, zwłaszcza jak za cenę 7 albo 8 złotych. Polecamy wszystkim, a szczególnie miłośnikom rodzynek.
Tarta malinowa
Tereska zapytała obsługę o najlepsze ciasto i to właśnie podobno tarta z malinami nim jest. ;) Kosztowała 11-13 zł (niestety nie jesteśmy pewne). Wyglądała ładnie, miała dużo owoców, więc zapowiadało się całkiem nieźle. Niestety, maliny nie uratowały tego ciasta. Spód był bardzo przeciętny, a krem smakował sztucznie. Nie wrócimy do kawiarni Kafka na ciasto. :(
Ogólny klimat kawiarni
W kawiarni jest całkiem przyjemnie, ale nie jest to klimat, którego się spodziewałyśmy. Na ścianie stoją stare książki, a fotele są miłe, spore i wygodne. Chyba już się czepiamy, ale czegoś nam jednak zabrakło.
Rozczarowałyśmy się książkowymi sprawami. Czytałyśmy, że można tam wymienić książkę albo kupować książki na kilogramy. Nigdzie nie natknęłyśmy się na taką informację. W rogu stała skrzynka, do której można oddać książki dla więzienia. To oczywiście świetna inicjatywa, ale poza tym książkowym elementem była jeszcze tylko możliwość wzięcia jednego egzemplarza przy kasie przy zamówieniu powyżej 10 zł. Fajnie, ale zostały praktycznie same stare Harlequiny, a obsługa nie zachęcała do skorzystania z tej promocji. Nikt nie brał przy nas tych książek, a nam byłoby głupio zrobić to przy pani za ladą, mimo że wolno. Spodziewałybyśmy się, że obsługa przy wydaniu paragonu wskaże ręką na książki i przekona nas do lektury - nic takiego się nie stało.
Znalazłyśmy też nieszczególnie kreatywny regulamin.
W kawiarni nie było zbyt czysto, a sałatkę dostałyśmy na wyszczerbionym talerzu... Naczynia można odnieść do tajemniczego okienka, z którego często ktoś wyglądał, nie tylko po to, żeby zabrać brudne talerze. Dziwnie się czułyśmy (siedziałyśmy akurat na wprost) - tak jakby ktoś nas mało dyskretnie podglądał. Organizacja też nie jest najlepsza. Dania, na które się czeka, przynosi ktoś z obsługi. Jest to inna osoba niż za ladą, a nie ma żadnych numerków na stolikach. My np. dostałyśmy zupę, której nie zamówiłyśmy i kelnerka nie wierzyła nam, że to nie nasze zamówienie...
Cieszy nas, że latem można usiąść też na zewnątrz, a nawet na leżakach. Mniej podobało nam się wi-fi wymagające logowania.
Podsumowując, miałyśmy bardzo duże oczekiwania. Pewnie dlatego, że długo wybierałyśmy kawiarnię do odwiedzenia i nie tak krótko do niej szłyśmy. Przykro nam to mówić, ale jesteśmy zawiedzione. Jeśli będziemy w pobliżu, to może, choć niechętnie, wpadniemy na herbatę. Jednak mamy nadzieję, że nie trafimy tam po raz kolejny. Pamiętajcie, gorąco odradzamy frappe bananową bez kruszonego lodu. Polecamy za to herbatę. :)
Paznokcie inspirowane pisarstwem, czyli stemplowe zdobienie w stylowe napisy z wykorzystaniem Moyra Foil stamping set
Następnie przyszedł czas na stemple. Wzór pisma pochodzi z płytki Moyra Vintage 2. Mam ją już długo i wielokrotnie jej używałam. Nie wiem, jak to możliwe, że dopiero teraz Wam ją pokazuję. ;)
Uwielbiam płytki Moyra, bo wzory są na nich spore (większe niż na B.loves plates), a ja mam przecież przeważnie bardzo długie paznokcie. Dodatkowo styl vintage mi się podoba. Dla mnie to płytka idealna!
Użyłam także stempla Jumbo B. Loves Plates. Jak zwykle spisał się świetnie.
Użyłam też nowości (przynajmniej dla mnie to coś nowego) - Moyra Foil stamping set no. 2.
Niektórzy z Was pewnie widzieli na Instastory, że zrobiłam zakupy w węgierskim sklepie Nailland. Polecam - przesyłka doszła bardzo szybko, był link do jej śledzenia, zamówienie zapakowano dokładnie. :) Akurat marka Moyra jest dostępna w Polsce, ale ich produkty w węgierskim sklepie były tańsze niż u nas, więc przy okazji wpadły do mojego koszyka.
Zestaw zawiera specjalny lakier, który ma właściwości jak klej do folii, dwie folie (całkiem spore, bo po 60 cm) oraz dwa pyłki - perłowy biały wpadający w złoto i neonowy różowy.
Nie osądzę tego zestawu ostatecznie po pierwszym użyciu, ale powiem Wam co teraz myślę. Na pewno będę testowała jeszcze nałożenie lakieru na cały paznokieć i wtarcie w niego pyłku oraz wypróbuję moje folie, które już mam na stemplach. Mam też w planach spróbować stempli na ciemnym lakierze z perłowym pyłkiem.
Zacznę od tego, że mój biały lakier świetnie się odbija - bez najmniejszego problemu. Jest miły w nakładaniu, bo bardziej płynny niż typowe lakiery do stempli.
Najlepsze wrażenie zrobiła na mnie cieniutka folia transferowa. W zestawie jest złota i srebrna wersja, ale użyłam na razie tej pierwszej.
Polecam Wam nie robić tak jak ja na pierwszym paznokciu (mam tam przez to prześwit). Nie ciapajcie folią po trochu, tylko połóżcie paznokieć na stole i przykryjcie folia, a następnie powoli dociśnijcie ją wszędzie. Wtedy folia pokrywa lepiej, choć i tak, przynajmniej na takim drobnym wzorze, ten biały prześwituje. Myślę, że to wygląda nawet ciekawiej.
Jestem bardzo zadowolona z folii, ale należy zastosować odpowiednią technikę i poświęcić etapowi doklejania folii trochę uwagi. Top coat i tak odrobinę zjadł mi efekt tafli, ale to może być wina tego konkretnego top coatu.
Zanim nałożycie folię, odczekajcie około minuty po odbiciu stempla.
słabo odbita folia |
porządnie odbita folia |
Próbowałam różowego pyłku i wygląda zwyczajnie tylko jest dość neonowy. Myślę że to fajne rozwiązanie na czarny lakier, bo tam trudno odbić róż, a tu odbija się biały i stanowi bazę pod różowy. Ale na tym beżowym kolorze wyglądało to paskudnie. Starłam tak szybko, że nie zrobiłam zdjęcia. :(
Złoty pyłek sam w sobie jest przepiękny. Na dwóch paznokciach (trzeci lewej ręki i czwarty prawej) widzicie go właściwie na całości, bo miałam lekko wilgotny lakier. Jeśli chcecie mieć tylko na odbitym stemplu, to naprawdę bardzo długo suszcie bazę. Na tym białym lakierze i beżowej bazie efekt jest mało zauważalny. Więcej zachodu z pyłkiem niż z folią, a szału nie ma :D
Muszę to przetestować inaczej, bo na razie nie jestem zachwycona.
Pyłek należy nakładać jak najszybciej po odbiciu stempla, bo potem się nie przyklei (jak u mnie na drugim palcu lewej ręki) i potrzymać około minuty przed wtarciem. Dobrze mieć porządna szczoteczkę do strzepania nadmiaru - mnie takiej zabrakło.
Koszt zestawu Moyra Foil stamping set to 9,60 EUR. Ja znalazłam kupon na 10% na Facebooku sklepu Nailland.
Można też kupić sam lakier za 4,90 EUR, czyli dwa pyłki i dwie folie to równowartość 4,70 EUR. Mam mieszane uczucia, co do tego, czy warto kupować cały zestaw. Chyba wolałabym dwa lakiery, choć zestaw jest fajny, folii dużo, a jeden pyłek wygląda wyjątkowo. Myślę jednak, że jeśli już macie pyłki, to lepiej kupić sam lakier. :)
Zdobienie pokryłam błyszczącym top coatem Rimmel.
Jak widzicie te paznokcie to taki trochę eksperyment. Na niektórych folia odbiła się lepiej, na innych gorzej. Część paznokci ma pyłek na całości, część tylko na wzorze napisów. Mam nadzieję, że mimo tego zdobienie Wam się podoba. ;) Czy Waszym zdanie takie paznokcie vintage ze stylowymi napisami pasują do inspiracji pisarstwem?
Miejsce dla Ciebie - inspiruj innych
Też stworzyłeś coś w temacie pisarstwa i chcesz zainspirować innych? Tu jest miejsce dla Ciebie. Jeśli masz zdjęcie tematyczne związane z pisarstwem, też recenzowałeś książkę "Zawód: powieściopisarz", byłeś w kawiarni Kafka albo stworzyłeś gadżet dla pisarza, koniecznie napisz nam wiadomość e-mail: werterownia@gmail.com Chętnie podlinkujemy do Twojego wpisu albo dorzucimy tu Twoje zdjęcie. Napisz do nas i inspiruj innych!
Na Instagramie oznaczaj nas #werterownia_inspiruje
Dziękujemy Ci za przeczytanie postu z inspiracjami.Masz pytania, uwagi, pochwały...? :P Pisz w komentarzu! Mamy nadzieję, że zainspirowałyśmy Cię choć trochę.
Jeśli chcesz być na bieżąco, polub nas na Facebooku. Tam pojawiają się informacje o nowych postach i wiele więcej.
Zapraszamy też na nasz profil na Instagramie
Przepiękne pazurki :) takie bardzo bym chciała, bo są mega wyjątkowe i nigdy nigdzie z takimi się nie spotkałam. Czadowe!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękujemy! :)
UsuńPaznokcie fantastyczne jak zawsze:) Bardzo zaciekawiła mnie książka i wpisuję ją na moją listę książek do przeczytania:)
OdpowiedzUsuńDzięki! Ogromnie nam miło :)
UsuńPamiętam jaka była kiedyś mania na te filofuny :D Miałam mnóstwo długopisów ozdobionych w ten sposób :D Piękne pazurki!
OdpowiedzUsuńOj tak, my też pamiętamy :D Dzięki!
Usuńpyłki do stempli? słyszałam, ale myślałam że można każdego pyłku tak użyć. Zdobienie wygląda super.
OdpowiedzUsuńWieczne pióro bardzo mi się podoba.
Świetny pomysł z kawiarnią, ale szkoda że coś im n ie wyszło...
Wydaje nam się, że można użyć każdego pyłku :) Weronika jednak prawie żadnego nie ma :D W jej zbiorach znajduje się tylko syrenka.
UsuńDziękujemy bardzo! No niestety, jakoś pechowo trafiłyśmy, zwłaszcza z bananową frappe.
Jako rasowa lakieromaniaczka powiem, że zdobienie mnie oczarowało! Jest po prostu cudowne! :)
OdpowiedzUsuńDzięki <3
Usuńmani jest po prostu fantastyczne :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy :)
UsuńOD KOŃCA ;) chociaż takie pazurki to zupełnie nie moja bajka, to wyszły SUPER! co do Kafki: w mojej mieścinie w ogóle nie ma takich miejsc, więc i tak zazdroszczę. jednakże pomieszkiwałam przez krótką chwilę w stolicy i muszę przyznać, że kilka miejsc szumnie mianuje się 'klimatycznymi', tylko pytanie 'co to za klimat i gdzie on się podział?' ;) zdjęcia super... no tyle. nie będę się rozpisywać więcej :) fajny wpis. no! :D
OdpowiedzUsuńDzięki! :)
UsuńOj tak, z klimatycznymi kawiarniami to różnie bywa. My korzystamy z tego, że mieszkamy w Warszawie i staramy się odwiedzać ciekawe miejsca. Wcale jednak nie jest ich tak dużo :P
Bardzo nam miło!
Hmm, dobrze wiedzieć, że nie warto tam iść! Dobrze, że piszecie szczerze, a nie przemilczałyście czegoś :)
OdpowiedzUsuńFilofuny pamiętam, gdzieś chyba jeszcze mam wkład od długopisu, który oplotłam nimi :D Dzieciństwo mi się przypomniało :)
Co do paznokci to bardzo ładnie wyglądają!
Dziękujemy! Staramy się pisać szczerze, ale też nie chcemy zbyt mocno krytykować ;)
UsuńFilofuny to też nasze dzieciństwo :)
Przepiekne paznokcie zarowno ich ksztalt, długość jak i wykonanie. Ja swoje skrocilam co widac na FP czy IG, ale w takich czuje sie lepiej :)
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńWeronika uwielbia długie paznokcie, ale też chwilowo skróciła :)
Ale mega pazurki! Zawsze paznokcie są pod koniec wpisu i nie mogę się ich doczekać ;)
OdpowiedzUsuńPrawie nigdy nie są na końcu ;)
UsuńŚwietnie ozdobione paznokcie i ciekawy post :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy bardzo :)
UsuńBardzo fajny pomysł na publikację.
OdpowiedzUsuńO Mukaramim słyszałam, ale nie czytałam jeszcze.
Nie brakuje tu ciekawych inspiracji. Wszystko składa się zgrabną całość.
Podoba mi się... ten manicure.
Miłego dnia!
Pozdrawiam :)
Dzięki! Cieszymy się, że Inspiracja pisarstwem przypadła Ci go gustu :)
UsuńPozdrawiamy serdecznie :3
Pazurki bardzo ładne , a wzór ciekawy, nietuzinkowy.
OdpowiedzUsuńDziękujemy! Polecamy płytkę Moyra Vintage 2. Ma naprawdę ciakawe wzory :)
UsuńO tym pisarzu słyszałam, ale żadnej jego książki nie miałam w ręku. Odnośnie jego, przepraszam, że się czepiam, ale zdarzył Wam się błąd, który w sumie i mi się zdarza, ale warto go poprawić, a mianowicie w zdaniu "To dość niecodzienne, ale można się było tego spodziewać po nim spodziewać" - za dużo spodziewać ;)
OdpowiedzUsuńKawiarnia... świetna nazwa, świetny pomysł, no ale sama nie lubię chemicznego posmaku w kawie, szkoda, że sałatka miała ten dziwny sos, a ciasto niedopracowane... już wiem, gdzie nie chodzić, jak będę w Warszawie ;)
Zdobienie bardzo ładne, podoba mi się kolor lakieru :)
Pozdrawiam!
Chyba każdy słyszał o Murakamim ;) Jeśli będziesz chciała coś przeczytać, to polecamy raczej "Zawód: powieściopisarz", a nie "Mężczyźni bez kobiet". Nic więcej niestety nie znamy.
UsuńDziękujemy! Za moment poprawimy. Nie czepiasz się! :)
Faktycznie, nazwa kawiarni bardzo na plus, ale reszta już nie wyszła tak dobrze. To miejsce ma jednak wiele pozytywnych ocen, więc może tylko źle trafiłyśmy.
Jeszcze raz wielkie dzięki i pozdrawiamy serdecznie :)
Ale piekne zdobienie, takie eleganckie
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńGenialny post! Uwielbiam takie - duuużo treści + bardzo ładne, inspirujące zdjęcia. Aż miło się czyta!
OdpowiedzUsuńZ pisarstwem mam sporo wspólnego - już w wieku 11 lat napisałam pierwszą książkę. W zeszycie. Ręcznie. Pamiątka na całe życie, bo mam ją nadal schowaną w skrzynce z innymi perełkami tego typu. Obecnie raczej preferuję wiersze, które zamieszczam też czasem na swoim blogu.
Bardzo podobają mi się te wzorki na paznokcie! Z daleka sprawiają wrażenie marmurka, a przy zbliżeniu niespodzianka! Super ;)
Dziękujemy bardzo :) U nas zawsze wpisy są długie i nawet ktoś to krytykował :/
UsuńSzybko rozpoczęłaś pisarską karierę! I jak oceniasz swoje dzieło po latach?
Cieszymy się, że wzór na paznokciach Ci się podoba ;)
Jak pięknie wyglądają takie zdobienia, sama chętnie bym sobie zrobiła coś takiego na jednym albo dwóch paznokciach. Pamiętam jak kiedyś, gdy jeszcze nie używałam hybryd, tylko zwykłych lakierów to odbiłam sobie na lakierze fragmenty gazety, aby uzyskać podobny efekt. U mnie niestety literki były czarne, więc wyglądało to mniej zjawiskowo;>
OdpowiedzUsuńDzięki! :)
UsuńTo jednak trochę inny efekt. Tutaj mamy pismo stylizowane na ręczne i stare. Weronika robiła gazetowe paznokcie w pierwszym wpisie na tym blogu, ale nie podobają już jej się, gdyż zalała skórki :D
O rany filofuny :) szał był na nie kiedy byłam w gimnazjum, czyli jakieś 10 lat temu, wszyscy pletli :D a co do paznokci to kilka lat temu był szał na paznokcie gazetowe, czyli moczyło się kawałek gazety w alkoholu i odbijało na paznokcie, ale jakoś nigdy mi to nie wychodziło :)
OdpowiedzUsuńMy zabrałyśmy się za filofuny, kiedy przestały być modne :D
UsuńWiemy, wiemy, robiłyśmy gazetowe paznokcie 2 lata temu jako pierwszy wpis na blogu. Wyszło, ale skórki zalane, więc nie polecamy oglądać ;)